Do przeczytania w: 9 min.
    Udostępnij:

dr Preeti Agrawal

doktor nauk medycznych, m.in. z dyplomem medycyny integracyjnej na Uniwersytecie Arizona Center for Integrative Medicine. Trzydziestoletnia praktyka lekarska i praca nad sobą za pomocą narzędzi zaprezentowanych w kursie doprowadziła dr Preeti do przekonania, że zdrowie i szczęście, którego szukamy na zewnątrz, jest naprawdę w NAS. Dr Agrawal - lecząc tysiące osób - doszła do wniosku, że bez zmiany wewnętrznego środowiska, najlepsze metody nie są w stanie uleczyć pacjenta. Wg niej nie ma nieuleczalnych chorób, są tylko osoby nieuleczalne.

Zdrowie, czyli harmonia ciała, umysłu, ducha

We wszystkich naszych  rozmowach wielokrotnie podkreślała pani, że  w leczeniu kluczowe znaczenie ma nie tylko sfera fizyczna człowieka, ale także stan jego emocji. Przypomina mi się Hipokrates, ojciec medycyny, który już w V wieku p.n.e. uznawał, że podstawą leczenia jest przywrócenie u chorego  wewnętrznej harmonii, polegającej właśnie na równowadze na poziomie fizycznym i psychicznym.

 

Podczas mojej praktyki zauważyłam, że leczenie pacjentek wyłącznie na poziomie fizycznym nie przynosi rezultatów. Poprzez terapię fizyczną można było usunąć tylko objawy, zewnętrzne symptomy choroby, które po upływie jakiegoś czasu pojawiały się na nowo i pacjentki do mnie wracały. Z biegiem czasu zrozumiałam, że troska o fizyczność nie wystarczy, potrzebne jest poznanie głębszych przyczyn choroby, szukanie jej ukrytych znaczeń. W rozmowach z pacjentkami zaczęłam poruszać kwestie dotyczące ich życia emocjonalnego, kondycji psychicznej. Wspólnie szukałyśmy rozwiązań. Leczenie przebiegało inaczej, efekty też były coraz bardziej wymierne. Po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że pracuję tak, jak pracowali lekarze przed wiekami, zgodnie z tradycją. Bo przecież zarówno w ajurwedzie – mądrości z Indii, jak i w medycynie chińskiej, a także u źródeł medycyny zachodniej, czyli u Hipokratesa, wychodzono z założenia, że lekarz ma obowiązek brać pod uwagę w leczeniu nie tylko jedną sferę człowieka, czyli jego fizyczność, ale wszystkie sfery jego egzystencji.

 

Traktowanie człowieka jako całości, bez oddzielania poszczególnych sfer jego życia – to z kolei kojarzy mi się z zasadami, na jakich opiera się medycyna zwana holistyczną. Na czym dokładnie polega idea leczenia holistycznego?

 

Na początku pozwolę sobie na pewne zastrzeżenie: po pierwsze, medycyna holistyczna nie oznacza (jak myślą niektórzy) wyłącznie naturalnych metod leczenia. W myśl tej medycyny, celem lekarza jest dobro pacjenta. W zależności od stanu i predyspozycji chorego, rodzaju choroby i jej zaawansowania, lekarz może zarówno wykorzystywać osiągnięcia medycyny zachodniej, konwencjonalnej, jak i korzystać z doświadczeń medycyny naturalnej. Powinien być zatem biegły w obu dziedzinach, na bieżąco śledzić z jednej strony badania naukowe , z drugiej strony zgłębiać wiedzę o tym, jak w leczeniu wykorzystać to, co daje nam natura. Po drugie, medycyna holistyczna zakłada, że zdrowie człowieka opiera się na równowadze, którą człowiek osiąga na wszystkich poziomach: fizycznym, emocjonalnym i duchowym. Po trzecie, pacjent nie jest tu przypadkiem, którego traktuje się całkiem osobno, jako ciało, w oderwaniu od jego życia. Nie jest też traktowany jako jeden z przykładów jakiejś jednostki chorobowej, lecz jako indiwiduum, jako człowiek. Po czwarte, pacjenta prowadzi lekarz, który jest jak nauczyciel – daje wskazówki, porady, zalecenia. Sam pacjent, pouczony, jak ma postępować, by wyzdrowieć, by nie dopuścić do powrotu choroby, usamodzielnia się. Dowiaduje się na czym polega zdrowy tryb życia, stosuje wszystkie poznane zasady  i  w konsekwencji właściwie nie potrzebuje już lekarza. Uświadomiony, staje się własnym lekarzem , potrafiącym wykorzystać dane mu przez naturę zdolności do samoregulacji i samo leczenia. To największa satysfakcja i nagroda dla jego terapeuty – pacjent nie musi już do niego przychodzić, bo potrafi dbać o siebie sam, jest autonomiczny. I wreszcie po piąte, pacjent leczony zgodnie z zasadami medycyny holistycznej staje się po pewnym czasie wzorem dla innych. Nie poucza, lecz sobą daje przykład. Kiedy mówi, że palenie czy nadmiar cukru są niezdrowe, to sam rzeczywiście  nigdy nie pali i nie objada się słodyczami. Dając pozytywny przykład, pomaga w zachowaniu zdrowia innym.

 

Powiedziała Pani, że lekarz, jak przewodnik, pacjenta prowadzi. Sam pacjent jednak nie powinien zapewne pozostawać bierny. Hipokrates zalecał podobno swoim podopiecznym izolację od ich codziennego otoczenia, by mogli w spokoju pracować nad sobą – zagłębić się w sobie, przeanalizować swoje życie, przyjrzeć się swemu wnętrzu. Co w procesie leczenia holistycznego sam pacjent ma do zrobienia?

 

W terapii prowadzonej w myśl medycyny holistycznej niekoniecznie oddziela się od pacjenta od jego dotychczasowego otoczenia, na pewno jednak zaleca się mu dogłębną analizę warunków,  w których żyje. Pacjent zastanawia się zatem nad swoim życiem osobistym i zawodowym. Najważniejsze pytania, jakie powinien sobie zadać to: „Czy czuję się szczęśliwy?”, „Czy dokonałem właściwych wyborów?”, „Czy realizuję się w rodzinie, w pracy, w innych sferach życia?”, „Czy moje relacje z innymi są zdrowe?”. Odpowiedzi na te pytania mają zasadnicze znaczenie. Następnie pacjent stara się przeanalizować swój świat wewnętrzny, stan emocji, pragnienia, sny, marzenia. Uświadamia sobie to, co naprawdę przeżywa, rozpoznaje własne emocje i próbuje znaleźć ich podłoże. Początkowo nie wszystko, co w sobie odkrywa, jest zrozumiałe. Wie, co czuje, ale nie wiem, jak dokładnie to nazwać i skąd to się dokładnie bierze. Kiedy jednak uda mu się zidentyfikować stany swojej psychiki, może zacząć konstruktywnie pracować nad sobą. Psychika i osobowość są bowiem kluczowe dla osiągnięcia równowagi organizmu. Jeśli mamy problemy, przeżywamy napięcia wewnętrzne, męczy nas poczucie niespełnienia, żalu, tęsknoty, jesteśmy niezadowoleni i sfrustrowani lub mamy poczucie winy, to i nasze ciało zaczyna na tę trudną sytuację reagować. Jego równowaga jest coraz bardziej zaburzona, aż w końcu system immunologiczny jest tak osłabiony, że zaczyna się choroba. Negatywne odczucia, niezdrowe emocje stają się źródłem dysharmonii, a choroba jej naturalną konsekwencją.

 

Jaką rolę w medycynie holistycznej pełni lekarz? Jego rola pewnie nie ogranicza się do edukacji pacjenta – udzielania teoretycznych porad i wskazówek?

 

Do lekarza pacjent przychodzi zwykle w stanie choroby, z jakimiś dolegliwościami. Pierwszym zadaniem lekarza jest więc przyniesienie ulgi w cierpieniu i/lub usunięcie fizycznych objawów chorobowych. Lekarz myślący holistycznie wie jednak, że choroba ma głębsze przyczyny, jest wynikiem długich  i złożonych procesów, więc nie  da się jej wyleczyć poprzez usunięcie czy stłumienie samych symptomów, za pomocą środków przeciwbólowych czy antybiotyków. Leki zadziałają, ale będzie to tylko chwilowe załatwienie sprawy. Pacjent poczuje ulgę, lecz przyczyna choroby pozostanie nienaruszona. Jeśli nie zlikwidujemy przyczyny, to choroba wróci. Dlatego punktem ciężkości lekarz powinien uczynić nie symptomy choroby, lecz obecny stan psychiczny i cechy osobowościowe pacjenta. W medycynie holistycznej mówi się, że nie leczy się choroby, lecz pacjenta, człowieka. Stąd tak ważna jest rozmowa  z badanym i uświadomienie mu, jak duże znaczenie ma sfera emocjonalna i duchowa. Konieczne jest wzajemne zaufanie pomiędzy lekarzem i pacjentem, wytworzenie swego rodzaju więzi, opartej na otwartości i akceptacji.  Kolejną zasadą, jaka obowiązuje lekarza, jest „nie szkodzić”. Wiemy, że leki chemiczne mogą mieć różnego rodzaju działania uboczne. Jeśli zatem nie ma konieczności stosowania farmakologii, warto spróbować leczenia metodami naturalnymi, przez odpowiednią dietę, ziołolecznictwo, homeopatię. Jest jeszcze jedna niezwykle istotna zasada: zgodnie z zasadami medycyny holistycznej, celem działań lekarza jest nie tylko leczenie, ale także zapobieganie chorobom, czyli profilaktyka. W starożytnych Chinach władcy opłacali lekarza po to, by czuwał nad ich zdrowiem. Lekarz był zatem zawsze obecny i zawsze też miał co robić, choć na dworze nie było nikogo chorego. Kiedy natomiast ktoś zachorował, wtedy lekarzowi potrącano część zapłaty. Jego głównym zadaniem było bowiem pielęgnowanie zdrowia, a nie zwalczanie choroby.

 

Lekarz myślący holistycznie też nie zwalcza choroby?

 

Samo określenie „walka” nie jest tu odpowiednie. Choroba nie jest bowiem naszym przeciwnikiem. Jest co prawda momentem krytycznym, efektem zaburzenia, dysharmonii, która się utrzymuje przez dłuższy czas. Ale z drugiej strony jest – jak mówiłam wcześniej – potrzebnym nam sygnałem, jaki ciało wysyła naszej świadomości, głosem mającym zakomunikować, że organizm nie może odzyskać równowagi, bo wciąż dominuje jakiś czynnik – prawdopodobniej natury psychicznej – który ją zakłóca. Nie słuchamy swojego wewnętrznego głosu, nie wsłuchujemy się w samych siebie., więc ciało, poprzez dolegliwości chorobowe, buntuje się i mówi „stop”. Choroba nie jest zatem czymś, co przychodzi do nas z zewnątrz. Bierze się z nas samych, pojawia się po to, by zapoczątkować coś dobrego. Nie jest nam wroga.

 

Przepraszam, ale dla wielu to, co pani teraz mówi, może zabrzmieć absurdalnie.

 

Zdaję sobie sprawę, że trudno to przyjąć, bo choroba przecież bywa okrutna, przynosi tyle bólu i cierpienia. A jednak to cierpienie ma głębokie znaczenie. Choroba jest echem tego, co się w nas i z nami dzieje, co przeżywamy. Dzięki niej na nowo zadajemy sobie pytania o to, kim jesteśmy, czy w dobrym kierunku zdążamy. I często zmieniamy kierunek, zmieniamy siebie. Na lepsze. A zmieniając siebie, zmieniamy też innych, nasze otoczenie, świat wokół nas. Poprzez chorobę, a właściwie poprzez pracę nad sobą, którą choroba wymusza, poznajemy samych siebie i zdobywamy szansę osiągnięcia pełni. Pełnia nie polega jednak na wycofaniu się w głąb siebie i zamknięciu, na ucieczce od świata. Przeciwnie – jest poczuciem realizacji siebie i otwartością, zdolnością do czerpania radości z najmniejszych rzeczy. Jak widać, choroba, jako droga do owej pełni, może być zatem nam przyjazna, może być dla nas czymś korzystnym i pomocnym. Musimy tylko dogłębnie zrozumieć i właściwie zinterpretować jej sens.

 

Czym wobec tego jest zdrowie?

 

Podam najpierw definicję przez negację zdrowie nie jest tylko brakiem dolegliwości. Zdrowie jest stanem harmonii na wszystkich trzech poziomach: fizycznym – kiedy organizm jest zdrowy i funkcjonuje prawidłowo, emocjonalnym – kiedy czujemy się szczęśliwi, spełnienie, potrafimy się cieszyć tym, co jest tu i teraz oraz duchowym…

 

Czy duchowość oznacza religijność?

 

Nie o religijność tutaj chodzi. Mówiąc o równowadze duchowej, nie mam na myśli relacji z Bogiem, ale właściwy kontakt z samym sobą. Często bowiem tracimy kontakt z własnym wnętrzem; w biegu życia, z różnych powodów (wpływów środowiska, nacisków, bezrefleksyjnych nawyków, sztywnych przyzwyczajeń) rezygnujmy z tego, co dla nas najważniejsze, wypieramy najskrytsze marzenia, nie realizujemy ambicji, aspiracji. Jeśli odzyskamy kontakt z własnym „ja”, na nowo odnajdziemy własną tożsamość, poznamy przyczyny swych stanów przygnębienia, zamknięcia, drażliwości, konfliktowości. Jeśli właściwie wykorzystamy tę wiedzę, mamy szansę zmieni siebie i swoje życie. Odzyskać harmonię

 

Brzmi pięknie, nie wszystkim jednak starcza siły woli. Nie potrafią się zmienić.

 

Siła woli ma ogromne znaczenie. Pacjent powinien mieć świadomość, że efekt terapii zależy nie tylko od wysiłku lekarza, ale także od jego własnych starań. Dobrowolny udział pacjenta jest niezwykle znaczącym elementem terapii. Lekarz przecież nie jest w stanie do końca wejść w świat emocji chorego. Pracując nad sobą, pacjent przyjmuje zatem współodpowiedzialność za terapię.

 

„Człowiek, który cały ciężar choroby składa w ręce lekarza, on już nie żyje. On tylko choruje” – powiedziała dr Nona Kuchina.

 

Czynny udział pacjenta w terapii jest decydujący. Aby leczenie przyniosło skutek, pacjent powinien mieć wolę tego udziału, powinien być otwarty, akceptować lekarza i siebie w roli własnego terapeuty. Na efekty terapii ma wpływ to, czy pacjent chce z lekarzem współpracować, czy ma w sobie wiarę i optymizm, czy niechęć i poczucie beznadziei, które uniemożliwiają mu podjęcie wysiłku w obronie własnego zdrowia.

 

A często tak właśnie jest – w bólu, cierpnie, chorobie nie mamy po prostu siły, chęci, ochoty… Nie jesteśmy zdolni do samoobrony. Zdarza się i tak, że nawet osobom uświadomionym, które wiedzą co należy robić, brakuje determinacji, by teorię wprowadzić w życie. Tkwią w starych przyzwyczajeniach, choć wiedzą jak dbać o zdrowie, na czym polega profilaktyka itd.

 

Zdaję sobie sprawę z tego, że czasem jest trudno wziąć się w garść, zmobilizować się. Najważniejszym, kluczowym momentem (wiem to z własnego doświadczenia) jest zrobienie pierwszego kroku. Jeśli stać nas na odrobinę wiary i zdobywamy się na mały krok w przód, na najdrobniejszy nawet ruch w odpowiednim kierunku, to jest to już bardzo dobry początek. Po nim bowiem następuje zmiana. Możemy jej początkowo nie dostrzegać, przez długi czas może się nam wydawać, że nic się nie dzieje. W rzeczywistości jednak zmieniamy się, zmieniamy nasze życie. Najmniejszy, minimalny nawet ruch pociąga bowiem kolejne drobne ruchy. Tak działa natura – wszystko płynie. Wystarczy tylko wejść w ów bieg wszechświata. To, co zostanie poruszone przez nas, samo poruszy coś kolejnego. Efekt nie pojawi się jednak natychmiast. Czasem trzeba na niego poczekać.

 

Tymczasem my zwykle myślimy inaczej: „Skoro zainwestowaliśmy, to jak najszybciej należą nam się zyski”.

 

To prawo ekonomii i biznesu, a nie natury. Większość z nas rzeczywiście ma taką potrzebę – otrzymywania natychmiastowej odpowiedzi, panowania nad wszystkim, kontrolowania. A natura ma własne prawa. Zgodnie z nimi przecież nie od razu, po zasianiu ziarna, roślina wykiełkuje. Nie od razu jest dojrzała, nie od razu kwitnie i daje owoce. Potrzebuje dużo czasu na wzrost. Tak samo jest z nami. Dajmy sobie czas. Starajmy się podejmować chociaż małe wysiłki, stawiajmy drobne kroki, a zobaczymy, że efekty pojawią się, czasem w najmniej spodziewanym momencie, całkiem znienacka. Sama przeszłam taka drogę w życiu. Długo, mimo wysiłków i stara, nie następowało to, na co czekałam. Zmiana przyszła sama; całkiem nagle, z zaskoczenia zrozumiałam tak wiele, wiele rzeczy pojęłam, stały się dla mnie jasne i krystaliczne. Nie oznacza to jednak, że wszystko już wiem, że osiągnęłam jakiś rodzaj ostatecznego spełnienia. Mam jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Przed każdym z nas wciąż stoją nowe wyzwania. Nic nie stoi w miejscu Po jednym etapie następuje kolejny, otwierają się kolejne wrota na naszej drodze. Trzeba tylko iść.

Pozostańmy w kontakcie!
Skorzystaj z naszego formularza kontaktowego lub zadzwoń!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *